Archiwa miesięczne: Kwiecień 2007

Sklepowa Halina i droga jej słonina

Sklepowa Halina i droga jej słonina

– Karwa, toć otwórz jeno. Dziesiąta dopiro – zgodny chór głosów chłopskich, pomimo panującego mroku domagał się otworzenia sklepu. Wypytkowaska mentalność była prosta, jeśli chcesz pić, to idziesz i kupujesz. Lecz to czy Halinie, czyli sklepowej, to się spodoba nie grało roli. W półmroku wypytkowskiej nocy dało się widzieć twarze takich osobistości jak Staszek i Władek, którzy stali przy wozie. Na pojeździe zaś dziwny kształt błyszczał w mroku, odbijając słabe światło. Ciężkie drzwi, które znajdowały się za kratami wykonanymi z bron uchyliły się. Zamigotał płomień lampy naftowej, ukazała się twarz Haliny. Lecz zanim ktokolwiek zdołał się jej przyjrzeć, światło zgasło i dał się słyszeć odgłos upadającego ciała. W chwilę potem zgromadzenie słyszało tylko jęki i lamenty sklepowej. Gdzieniegdzie potok niezrozumiałych i ledwo artykułowanych dźwięków przeplatał się ze zgrabnie wplecioną kurwą. Wreszcie, po dłuższej chwili, gdy Halina zapewne trudziła się nad podniesieniem swego ciała i nadszarpniętej godności, a mieszkańcy wsi zmagali się z chętką na jednego, albo i więcej głębszych, lampa znowu zaświeciła. Oczywiście, tradycyjnym zwyczajem nocny handel odbywał się metodą, zwaną “Przez Bronkę”, gdyż Halina nigdy o tej porze nie otwierała krat. Tak więc chłopi niczym za komuny ustawili się w rządku składając zamówienia. Przez wiele lat doskonalenia techniki picia i zakupu trunków, nikt nie wpadł na pomysł aby się zrzucić i dać jednemu. Tak więc handel trwał od kilku minut do godziny. Jednym z kupujących był senior wśród pijaczków, nestor alkoholowego upojenia, Zdzisław we własnej osobie. Był osobą wielce uprzywilejowaną, gdyż jako jedyny w towarzystwie przekroczył dziewięćdziesiąty rok życia, a jak głosiła miejscowa legenda, Zdzisław zawsze pił tyle ile miał lat.

– Je słonina? – Zdzisław przeszedł do konkretów, pytając o towar deficytowy, co mogło dziwić o tyle o ile rzecz działa się na wsi, gdzie świń nie brakowało. Tajemnica tkwiła jednak w tej specyficznej słoninie – Halninie, która to była doprawiana przez samą sklepową. Plotka głosiła, że każdy kto przed napitkiem zagryzie kawał Halniny temu kac niestraszny będzie. Tym sposobem w Wypytkowie od lat wielu nikt nie zaznał syndromu dnia następnego.

– Jest – Halina znana była ze swego monosylabicznego sposobu wypowiedzi – Ale najpierw zaśpiewaj – gust i upodobania muzyczne sklepikarki mogły podlegać dyskusjom.

– Mos – każdy kto chciał zasmakować legendarnej słoniny musiał dać z siebie coś więcej niż tylko pieniążki – Uwagie, śpiewom! – tak oto rozpoczął się “reczital”.

Komuszek, komuszek, komuszek

Czerwony ma każdy ciuszek

I czapkę i sandały

Czerwony, czerwony jest cały.

Znana nuta piosenki wiejskiej o ogórku, a także chwytliwe słowa porwały chłopów w tany. Chwilę po tym sam gwiazdor dostał w mordę płatem słoniny. Brony zadźwięczały metalicznie, Halina zamknęła sklep.